- Porady dla Podróżnych
- Sporty
- Sporty Ekstremalne
- Fankluby
- Wydarzenia Sportowe
- Rekreacja
- Fitness
- Treningi
- Transport
- Przygotowania do Podróży
- Zakwaterowanie i Noclegi
- Cel Podróży
- Spotkania i Zjazdy
- Rozrywka
- Imprezy
- Kolekcjonerstwo
- Gry Komputerowe, Internetowe, Video
- Hobby
- Zabawki
- Rękodzielnictwo
- Nauka i Przyroda
- Gry i Karty

Tropem Janosika - jak spędzić rodzinne ferie na Słowacji?
Włóczykij - specjalista Tipy.pl
Ciągle chodzi się tu z turoniem i wspólnie śpiewa kolędy. Jakby nigdy nic. Dziwów zresztą mają tu więcej: w okolicy zbójował Janosik i grasował Nosferatu, ich ślady są na wyciągnięcie ręki. Można nawet uwierzyć w spotkanie z yeti. Tym bardziej że na słowackim Liptovie najwyraźniej wszystko jest możliwe. Witajcie u podnóża całkowicie odmienionego Chopoka
Po ulicach Liptovskiego Mikuláša idą kolędnicy. Nie ma żadnej telewizji, prasy, nikt nie robi zdjęć. Idą, bo taki tu zwyczaj. I tyle. Dołączają kolejni w strojach ludowych albo "cywilnych". Ci, którzy umieją na czymś grać, przynoszą instrumenty. Po drodze śpiewy, pogaduszki i grzane wino. Wesoło. Na rynku po odśpiewaniu hiperpopularnego Pojďme spolu do Betléma turoń zrzuca baśniową skórę i wskazuje najtwardszym kierunek – do najbliższego baru.
Na tym samym rynku jakieś 300 lat wcześniej zakończył życie słynny Janosik powieszony na haku za "posledne” lewe żebro. Nie była to śmierć szybka. Juraj Janosik był młody i silny, podobno tańcząc swój ostatni taniec, sam nadział się na hak, a wisząc na nim w oczekiwaniu końca, wypalił funt tabaki.
Można z całą pewnością przyjąć, że zdarzało mu się pomieszkiwać w jaskiniach Demänovskiej Doliny i chodzić "na zbój” trasami, którymi dziś do podnóża Chopoka suną skibusy. Gdzież indziej jeździ się na nartach tropem legendy?
Jeden z odcinków "polskiego” Janosika kręcono w nieodległym Oravským Podzámku, czyli Zamku Orawskim. Serial Jerzego Passendorfera powstał po czterech filmach czechosłowackich (ten z 1921 roku był pierwszym w dziejach czechosłowackim pełnym metrażem).
Dzięki Passendorferowi lekko zaognił się polsko-słowacki spór o "narodowość” zbójnika. Spór jałowy, bo żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku zbój był po prostu "miejscowy”. Tymczasem Oravský Podzámok, osada położona niecałe 50 km od Liptovskiego Mikuláša, to miejsce niezwykłe, o klasie i legendzie na skalę światową. Mieści trzynastowieczną twierdzę wielokrotnie w dziejach obleganą i bronioną, która jest zapisem historii Węgier, Polski i Austrii.
Oravský Hrad o strategicznym znaczeniu leżał przy szlaku handlowym, przez kolejne stulecia był oczkiem w głowie (i przedmiotem sporów) Hunyadych, Zápolych, Esterházych, Jagiellonów, Rakoczych i Habsburgów – najpotężniejszych rodów regionu. Ogromna budowla skrywa wiele tajemnic, najbardziej do wyobraźni przemawia jednak ta, że była pierwszą oryginalną siedzibą wampira Nosferatu. I nie ma w tym nic z naciąganych bajek, jakie opowiada się turystom w takiej, powiedzmy, Transylwanii.
Chcesz wejść, musisz zapłacić za ponadgodzinne nudziarstwo, podczas którego nie zostanie ci oszczędzona nawet drobiazgowa analiza kolekcji wypchanych zwierząt (nawiasem mówiąc, dzieła dziewiętnastowiecznego polskiego leśniczego).
Blisko stąd do Polski, kameralniej niż w Vysokych Tatrach i – co nie bez znaczenia – wszędzie są tu gorące źródła, wokół których zbudowano ośrodki spa. W nich też wiele się zmieniło. Kilka lat temu sztandarowy, ogromny wodny park Tatralandia w Liptovským Mikulášu ujmował widokami rodem z Misia. Rodziny w strojach kąpielowych konsumowały tłuste specjały miejscowej kuchni (plus piwko), siedząc przy sosnowych ławach wzdłuż gwarnego basenu w obłokach pary bijącej z gorących źródeł.
Dziś nie ma po tym śladu. Jest nowoczesny ośrodek spa z pływającymi barami, przyzwoitymi restauracjami, saunami na europejskim poziomie i niezliczonymi atrakcjami dla dzieci. Można? Można. W dodatku nagle zaczęto tu jadać zupełnie inaczej. Oczywiście, dla najtwardszych pozostał i vyprážaný sýr, i „węgierski” lángoš i cesnaková polievka – miłośnicy tradycji mogą odetchnąć, ale poza tym jakby wszędzie zmienili się kucharze.
Zamiast piwa – coraz więcej gatunków miejscowego i czeskiego wina, zamiast gulaszu czy kotletów wieprzowych w mącznym sosie – duszona jagnięcina z rodzinnego stada czy wędzone na czereśniowym drewnie pstrągi z miejscowej hodowli. W restauracji wreszcie jest w czym wybierać. W końcu można także wybierać w restauracjach. A co najciekawsze (i wstrząsające dla kogoś, kto znał miejscowe standardy), obsługa wszędzie przeszła jakiś przyspieszony kurs uprzejmości, profesjonalnej pracy i... polskiego.